Książka – Kocham Nowy Jork – Isabelle Laflèche

Kocham Nowy Jork – z pewnością często musiała sobie to powtarzać Catherine, którą elegancja, powab, uroczy, francuski akcent i typowo paryski, nieśpieszny styl życia znacznie wyróżniał ze środowiska prawdziwych prawniczych cyborgów. Choć świat stał przed nią otworem i przyszłość w nowym miejscu była obiecująca, kobieta szybko uświadomiła sobie, że nie będzie łatwo zachować dotychczasowe przyzwyczajenia. Starannie dobierane kostiumy ulubionego projektanta zmieniły się w uniform noszony niezmienne przez trzy dni, przedłużające się lunche na szybkie jedzenie przy biurku kanapek z pobliskiego bistro, a tak chętnie oglądane witryny luksusowych butików na widok z okna kancelarii. Przyjemna praca szybko zmieniła się w udrękę, satysfakcja była równoznaczna ze sprzedaniem duszy diabłu, a cechy takie jak życzliwość, szczerość, lojalność wymarły na rzecz wyrafinowania i obłudy. Wszystko jednak miało przynieść upragnione rezultaty, pytanie tylko, za jaką cenę. A może w całym szaleństwie była metoda…? Catherine z pewnością próbuje ją znaleźć. A czy jej się uda…?
Lekka, łatwa przyjemna, bezpretensjonalna lektura, od początku do końca stworzona klarownie i z zamysłem, by dostarczyć prostej rozrywki, w banalnym, ale – w tym wypadku – bardzo dobrym stylu, pełna zarówno humoru, jak i goryczy. Isabelle Laflèche doskonale wykreowała świat kobiety sukcesu, pełen ekskluzywnych dodatków, będących atrybutami wielkomiejskiego życia, przez jednych znienawidzonego, przez innych uwielbianego i upragnionego. Można się pokusić o stwierdzenie, że sporo w tym przekolorowania – piękna, niezależna, bogata, u szczytu kariery, przerzucona z Paryża do Nowego Jorku, z flakonikiem perfum Diora i na wysokich obcasach Catherine ma na wyciagnięcie ręki wszystko, czego zapragnie… takie rzeczy tylko w książkach! Ale i takie spojrzenie na świat jest czasem potrzebne, w formie odskoczni, a może i małej inspiracji. A że nie zawsze droga do szczęścia jest prosta i z górki… cóż, o tym wiadomo już nie tylko z literatury, choć i ona stara się czasem to pokazać…
Powieść jest pełna uroku, szczerze wciągająca, prawdziwe „babska”. Doskonale pasują do niej wszelkie slogany, opisujące kobiecą literaturę, które jednak nie będą miały pejoratywnego wydźwięku, przeciwnie – będą podkreślały wdzięk, jaki ma w sobie historia paryżanki w Nowym Jorku. Mnóstwo barwnych, wyrazistych charakterów, czasem nieco szablonowych, ale dobrze dopasowanych, płynna akcja i profesjonalizm w ukazaniu prawniczego (pół) światka sprawiają, że powieść przedstawia bardzo plastyczny obraz, niczym dobry film, łatwo działający na wyobraźnię. Z przyjemnością można się w niej pogrążyć i zatracić, a po skończeniu czuć nawet niedosyt. Nie wymaga szczególnego zaangażowania, co więcej, powiela pewne schematy, ale i tak po prostu daje się lubić. Literacko poprawna, bardzo przyzwoita, inteligentna, ale bez przerostu formy nad treścią, bez pustosłowia i przesady – Laflèche wie, jak zatrzymać czytelnika. Wie też, jak wygląda życie bizneswoman rzuconej na pożarcie innym biznesowym monstrom i jak oddać ten specyficzny klimat wielkiego świata.